NOWY MUSTANG JUż W POLSCE. OSTATNI ZE SWOJEGO GATUNKU

Jedna z największych legend motoryzacji obchodzi w tym roku 60. urodziny. Dokładnie w 1964 roku zaprezentowany światu został Ford Mustang. Do tego jeszcze wrócimy w innym tekście, bo to na dorocznym zlocie klubu miłośników tego modelu odbyła się polska premiera najnowszej, siódmej generacji galopującego konia. Ostatniego z wielkiej, amerykańskiej trójcy.

Wiosna w pełnym rozkwicie, krajówka ciągnąca się przez malownicze lasy i pola Mazowsza. Jadący przed nami żółty Mustang pasował tutaj jak ulał, choć wyróżniał się z tłumu. Ale tylko przez chwilę, bo oto kilkanaście minut później wjechaliśmy na parking Folwarku Łochów, gdzie zajął miejsce obok dwóch zupełnie identycznych. W promieniu kilkudziesięciu metrów stało ich jeszcze kilkanaście, w różnych odcieniach, a to był zaledwie parking dla gości. Dalej wystarczyło już tylko podążać za rozrywającym co raz powietrze bulgotem v-ósemki.

Od klasyki po elektryki

Tam, na łące, a w zasadzie na klepisku obok rzeki, przez cały dzień można było obejrzeć 515 Mustangów (słownie: pięćset piętnaście). Od absolutnej klasyki, czyli pierwszej generacji w różnych wersjach nadwozia, przez bardzo rzadką, "zniszczoną" przez kryzys paliwowy dwójkę i absolutnie fenomenalne fox-body w stylu serialu "Gliniarz i prokurator", aż po współczesne odsłony. Wśród tych ostatnich nie zabrakło edycji limitowanych jak Mach1 czy Bullit, oczywiście ustawionych obok siebie, ani też mocno zmodyfikowanych egzemplarzy. Odpowiadając na zaskakująco często padające pytanie: tak, elektryki też były, trolling wszedł mocno. Niektórym nawet bardzo mocno, co możecie zobaczyć na jednym ze zdjęć poniżej.

Z głośników na estradzie leciały kawałki Bruce’a Springsteena czy Steppenwolf, pomiędzy samochodami zaczęły pojawiać się rozkładane leżaki, a na ruszcie wylądowały odpowiednie kąski. Obcy ludzie poznawali się przy autach i, jak to bywa na zlotach, natychmiast zniknęły wszelkie podziały i różnice. Tu nie ma żadnej polaryzacji społeczeństwa, a przedmiotem sporu mogła być co najwyżej głośność wydechu. Organizatorzy byli przygotowani. W ruch poszła metrówka i decybelomierz, a każdemu z pomiarów towarzyszyła grupka kilkudziesięciu groupies. Tak, ludzie chodzili od auta do auta, słuchając każdej przygazówki niczym na orkiestrowym przesłuchaniu. Coś pięknego.

Zobacz także:

Test: Ford Mustang Mach 1 vs. Mustang Mach 1 428 Cobra Jet – definicja prędkości nabrała nowego znaczenia

Ostatni Mohikanin

Symfonia na osiem cylindrów grana przez przelotowy wydech musiała zostać na chwilę przerwana, bo oto po uroczystym odsłonięciu, w otoczce podbijanego kurzu pod scenę podjechała gwiazda dzisiejszego dnia. A dokładnie trzy gwiazdy, czyli trzy egzemplarze siódmej generacji w odcieniu czerwieni, czerni i niebieskiego Atlas Blue.

Najważniejszy nie był tu wcale wygląd zewnętrzny, a jeden detal na błotniku: oznakowanie 5.0. Pony Car nie tylko przetrwał, czego nie można powiedzieć o Camaro i Challengerze, ale zachował wspaniałe V8 Coyote. W podstawowej wersji GT generuje 446 KM i 540 Nm maksymalnego momentu. Dla purystów będzie dostępny 6-biegowy manual, w opcji dostaniemy 10-biegową skrzynię automatyczną. Spragnieni mocniejszych wrażeń będą mogli pokusić się o limitowaną edycję Dark Horse, mocniejszą o 7 KM, z manualną skrzynią Tremec z chłodnicą oleju, aktywnym zawieszeniem MagneRide czy chłodnicą dyferencjału. Fani byli zachwyceni.

Głosy wątpliwości pojawiły się dopiero w odniesieniu do designu auta. Słyszałem narzekanie na stylistów, którzy zbyt "skwadracili" ten samochód. Moim zdaniem te linie, wyglądające jak ciosane siekierą, w pewien sposób nawiązują do pierwszej generacji, a całość wygląda naprawdę zgrabnie. Choć potrzebowałem chwili namysłu i drugiego, dokładnego obejścia nowego Mustanga, żeby utwierdzić się w tym przekonaniu. Sylwetka zachowuje bardzo dobre proporcje, a przy tym jest jedynie ewolucją tego, co sprawdzone i nie da się go pomylić z żadnym innym autem. Brakuje mi może tylko nieco mocniej wypchniętych, nadmuchanych nadkoli.

O zgrozo, ekranoza!

Niestety niemiła niespodzianka czekała wewnątrz. Nie mam problemu z materiałami, które w zasadzie nie różnią się znacznie od tych zastosowanych w poprzedniku, ani też do samego wzornictwa. Jedno i drugie stanowi o amerykańskiej prostocie w dobrym tego stwierdzenia znaczeniu. Są fizyczne przyciski i świetna dźwignia hamulca ręcznego. Ale to wszystko na nic, bo i tak pierwszy w oczy rzuci się ogromny panel z ekranami, rodem z nowych modeli BMW. Absolutnie zepsuł on charakter "daszków" z poprzedniej generacji, nawiązujących do początków modelu. Nadawały całości dynamicznego i lekkiego kształtu, a teraz? Teraz zrobiło się topornie. Zabieg pozwalający na ustawienie zegarów wzorowanych na tych z lat 80. niewiele tu pomoże, przykro mi.

Ale…

Nie zmienia to faktu, że nowy Mustang należy do coraz szybciej kurczącego się grona interesujących i, nie bójmy się tego słowa, zwyczajnie fajnych aut. Bardzo liczę na to, że w skomputeryzowanym świecie motoryzacji będzie jednym z analogowych bohaterów i pokaże światu, że wciąż można produkować nie tylko szybkie, ale emocjonujące maszyny. Takie, których kluczyk leżący na blacie kusi, żeby zupełnym przypadkiem zapomnieć czegoś ze sklepu. Tego przekonamy się już podczas testu, oby jak najszybciej!

P.S. A ile to kosztuje? Ceny startują od 303 500 złotych. Więcej cyferek znajdziecie tutaj.

Czytaj także:

Ford Mustang na SEMA z ponad 1000-konnym motorem

2015 Ford Mustang – ostatni przeciek? [aktualizacja]

Nowy Ford Mustang przytył?

2024-04-16T09:29:57Z dg43tfdfdgfd