VOLKSWAGEN GRAND CALIFORNIA I AMAROK: WAKACJE W SAMOCHODZIE. TO DWIE ZUPEłNIE RóżNE OPCJE

"Spędźmy wakacje w kamperze albo w namiocie rozkładanym na samochodzie". Taka propozycja może być kusząca, ale w praktyce "albo" nie jest tu dobrym spójnikiem. To dwie zupełnie inne opcje, które zostały przeznaczone dla kompletnie różnych osób. Jedna dla tych, którzy cenią niezależność, ale pragną też wygody, druga dla tych, którzy ponad wszystko przedkładają wolność.

Dziksza twarz urlopu

W ciągu ostatnich kilku lat campery lawinowo zyskały na zainteresowaniu. Volkswagen może pochwalić się w tym segmencie sporą liczbą interesujących propozycji. Tym razem do wyboru były dwie. Tylko jak porównać Grand Californię z dodatkowo uterenowionym Amarokiem, wyposażonym w namiot dachowy? Choć te dwie propozycje wywodzą się z tych samych potrzeb, reprezentują dwa zupełnie odmienne światy. I nie warto od razu skreślać o wiele prostszego pickupa.

Do swojej dyspozycji dostałem egzemplarz w pięknym niebieskim kolorze. Jego barwa nie była jednak najważniejsza. Samochód został wyposażony w terenowe ogumienie, a zawieszenie auta zmodyfikowano, by pozwolić kierowcy na większą dowolność w wybieraniu trasy – także poza drogami. Do wyboru były też inaczej skonfigurowane egzemplarze pickupa, ale świetna prezencja auta wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Tylko że nie do końca.

Jak szybko się okazało, terenowe aspiracje mojego egzemplarza Amaroka nie stały w sprzeczności z wygodą jazdy. Z lotniska w Mediolanie, gdzie odebrałem samochód, ruszyłem wprost na autostradę, by dostać się nad jezioro Garda. Przy suchej nawierzchni i jeździe z dopuszczoną przepisami prędkością 130 km/h Amarok okazał się nadspodziewanie pewny i przewidywalny w prowadzeniu. Widać tu bezpośrednie pokrewieństwo z Fordem Rangerem – wszak auta z błękitnym owalem nie od dziś imponują właściwościami jezdnymi. Na mokrym asfalcie auto było znacznie mniej pewne, ale ze względu na ogumienie nie jest to zaskakujące. Mimo nietypowych opon było też nadspodziewanie cicho i wygodnie. Jedynym minusem okazało się spalanie na poziomie 12-13 l/100 km. No cóż – coś za coś. W końcu na górze był jeszcze namiot.

Kompromis w wyższym celu

Umieszczony w zgrabnej, sztywnej obudowie, podczas jazdy nie przyprawiał mnie o obawę nagłego rozłożenia się przy autostradowej prędkości. Skoro jednak namiot jest tak dobrze zabezpieczony, to pewnie trudno go rozłożyć, prawda? Nic z tych rzeczy. Wystarczy unieść umieszczone dookoła zatrzaski (możliwość zabezpieczenia kłódkami), a następnie popchnąć ku niebu górną część wieka obudowy namiotu. Resztę zrobią sprężyny.

W ten prosty sposób w ciągu kilku chwil otrzymujemy dwuosobowy namiot z dość wygodnym materacem, wewnętrzną listwą LED, zapewniającą nocne oświetlenie, sporymi moskitierami, zwiększającymi dostęp powietrza oraz dwiema wystającymi, wodoodpornymi kieszeniami, w których można umieścić obuwie. Do środka dostajemy się rozkładaną drabinką, która została sprytnie zabezpieczona przed przycięciem palców podczas składania. 

Jak spało się w namiocie? Wejście do niego – na wysokość około 2 metrów – dla sprawnej fizycznie osoby nie będzie trudnością. Materac okazał się wystarczająco wygodny, by za przerwanie mojego snu winą obarczyć ptaki, rozpoczynające wokalną rywalizację tuż po wschodzie słońca. Do pełni szczęścia brakowało tylko połączenia z samochodowym akumulatorem tak, by możliwe było naładowanie telefonu.

Wybór Amaroka z namiotem jest kompromisem. Co w nim zyskamy? Samochód wciąż pozostaje wszechstronny i możliwy do używania nie tylko w kempingowych celach. Na wyjazdach też potrafi pokazać pazur. Wyposażony w trzylitrowego diesla V6 Amarok oferuje 240 KM mocy i 600 Nm momentu obrotowego. Ma napęd na cztery koła z reduktorem i blokadą tylnego mechanizmu różnicowego, a ponadto może brodzić w wodzie o wysokości 80 cm.

Takim samochodem możemy więc wjechać na nocleg w miejsca, w które nie dowiezie nas żaden kamper. Dodatkowo auto ma tonę ładowności, więc możemy zabrać ze sobą potrzebny sprzęt. Przestrzeń ładunkową możemy wykorzystać do przewozu rowerów, motolotni czy stworzyć tam zabudowę kuchenną – także na wysuwanej platformie. Bez toalety i prysznica musimy jednak liczyć się z nieco spartańskimi warunkami, o ile nie nocujemy na kempingu. No, chyba że prysznic weźmiemy ze sobą. Jest sporo osób, które chcąc ruszyć na wymarzoną niedostępną trasę rowerową czy turystyczną skoro świt, są gotowe pójść na ustępstwa. Nie wszyscy jednak myślą w ten sposób.

Dom na kołach na bogato

Dla nich właśnie jest Volkswagen Grand California 600. Produkowany w Polsce kamper jest imponująco duży i użyteczny. Prawie 6 metrów długości i 3,2 metry wysokości sprawiają, że pod względem komfortu niewiele można samochodowi zarzucić. Po odsunięciu bocznych drzwi wejście do wnętrza ułatwia mi elektrycznie wysuwany stopień. W środku zastajemy mądrze zaplanowaną przestrzeń.

Przednie fotele można obrócić o 180 stopni, uzyskując miejsce na wspólny posiłek, planowanie kolejnej wyprawy czy grę planszową. Można przy tym pozostawić otwarte drzwi, a wnętrze zabezpieczyć przed insektami moskitierą. W sprzyjających warunkach można przenieść się na zewnątrz. Ręcznie wysuwana roleta zapewni nam cień, a ukryte w kieszeniach tylnych drzwi samochodu składane krzesła i stolik pozwolą miło spędzić czas.

Użytkownik Grand Californii sam decyduje o tym, jak bardzo niezależny chce być podczas wyjazdu. Na wprost wejścia znajdziemy łazienkę z toaletą, rozkładaną umywalką i kompaktowym prysznicem. 110 l zbiornika na czystą wodę i 90 na zużytą wystarcza, by na jakiś czas oddalić się od zorganizowanego kempingu. Nie będziesz też cierpieć głodu.

Centralne miejsce we wnętrzu Grand Californii zajmuje wyspa kuchenna. W małym kształcie zmieszczono dwa palniki gazowe, zasilane znajdującymi się w tylnej części auta dwiema butlami. Oprócz tego do dyspozycji mamy jeszcze lodówkę z zamrażarką, zlewozmywak oraz szufladę i szafkę na sztućce i naczynia.

O komfort zadbano tu na wielu poziomach. Elektroniczny panel pozwala na łatwe sterowanie najważniejszymi funkcjami, w tym klimatyzacją, którą mamy do dyspozycji, gdy samochód jest podpięty do zewnętrznego źródła energii elektrycznej. Głównym łóżkiem jest rozkładana przestrzeń z tyłu auta. Otrzymujemy tu przestrzeń o wymiarach 193x136 cm.

To wystarczająco, by przy pewnej skłonności do kompromisu wyspały się tu dwie osoby. Komfort jest wysoki, bo pod materacem umieszczono podstawę ze sprężynami talerzowymi. Do tego mamy tam do dyspozycji poręczne schowki na drobiazgi i gniazda do ładowania urządzeń.

Drugie łóżko zostało umieszczone z przodu – nad sufitem. Należy wysunąć podstawę, którą osadza się na zaczepach w słupku B. To dobre rozwiązanie dla dzieci. Łóżko o wymiarach 150x120 cm pomieści dwójkę mniejszych dzieci lub jedno większe. Miejsce noclegowe zajmuje się, wchodząc po drabince, a nad materacem znajduje się okno dachowe, które można uchylić i zabezpieczyć moskitierą. Kabinę można rozświetlić lampkami ambientowymi, co pozwoli zasnąć dzieciom, które nie są za pan brat z ciemnościami.

Nim jednak zadomowimy się w miejscu przewidzianym na nocleg, musimy tam dojechać. Grand Californię prowadzi się dobrze, ale wtedy, gdy już przyzwyczaimy się do przechyłów na zakrętach. Nie oznacza to, że auto jest niebezpieczne. Po prostu zawieszenie zostało zestrojone z myślą o komforcie i w efekcie auto regularnie przypomina kierowcy, że prowadzi spory pojazd. Jeśli jednak na łukach zachowujemy rozsądną prędkość, volkswagen odwdzięcza się wygodną podróżą. Sercem samochodu jest silnik Diesla o pojemności 2,0 l i mocy 177 KM. Automat zestopniowany jest tak, by oszczędzać paliwo, ale i tak pozwala na całkiem sprawną jazdę. Na górskiej trasie znad jeziora Como do Lago di Molveno i z powrotem auto spaliło niespełna 13 l/100 km.

Dwie twarze wypoczynku

Volkswagen Amarok z namiotem nad przestrzenią ładunkową i Grand California to pojazdy reprezentujące dwa zupełnie różne podejścia do kwestii nocowania poza domem. Pierwsze z rozwiązań to coś dla tych, którzy chcą zanocować w mało dostępnym terenie i od rana rzucić się w wir przeżyć – na trasie rowerowej czy trasie do wspinaczki. Grand California to stateczny dom na kołach. Nie wjedzie na wymagające terenowych zdolności trasy, ale tam, gdzie się z nim pojawisz, zapewni ci komfort i wszechstronność.

A ile to kosztuje? Cennik Grand Californi rozpoczyna się od kwoty 391 595 zł (z podatkiem VAT). To sporo. Na otarcie łez otrzymujemy bagażnik rowerowy w cenie. Amaroka możemy kupić od 228 780 zł brutto. Za wersję z trzylitrowym V6 zapłacimy przynajmniej 293 970 zł z VAT. Do tego trzeba doliczyć koszty zabudowy, czyli namiotu wraz z jego stelażem. Można też zmodyfikować przestrzeń ładunkową, otrzymując na przykład wysuwaną przestrzeń.

Czytaj także:

Test: Volkswagen Amarok z zabudową Alu-Cab – sprawdziłem ten zestaw w Rumunii

Nowy Volkswagen California gotowy na lato. Jest większy i może mieć wtyczkę

Test: Volkswagen California - "prawdziwa motoryzacja" nie musi mieć V8

2024-06-30T10:12:54Z dg43tfdfdgfd